sobota, 11 czerwca 2011

Tak szybciutko ;)

Cześć!
Znowu jestem u babci i zaraz jadę nad jezioro, dlatego tak szybciutko: mam dzisiaj opowiadanie napisane przeze mnie na polski (dostałam za nie 6) do wiersza jakiejś tam.... ^^( Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej). A teraz oceniajcie ;)


"Dziwny kwiat zwany miłością"
Był maj. Ciepłe powietrze czesało moje włosy. Rozmarzona leżałam na hamaku. Słońce ogrzewało moje blade policzki. Wokół mnie kwity petunie, konwalie i inne różnobarwne kwiaty. Te pierwsze- konwalie otuliły mnie obłokiem swego delikatnego zapachu. Wszędzie latały motyle, ćwierkały ptaki. Tylko jednej rzeczy brakowało mi do szczęścia- jego.
Dni mijały bardzo szybko, lecz jeden utkwił szczególnie w mojej pamięci. Sobota, 16 maja- wtedy wszystko się zaczęło. Spacerując zobaczyłam jego twarz. Przeszłam obok niego. Serce zaczęło bić szybciej- to był on. Spojrzałam prosto w jego oczy, on odwdzięczył się tym samym. Był ideałem. Wysoki z ciemnymi włosami o bladej cerze. Miał takie oczy jakich jeszcze w życiu nie widziałam. Były ciemne, wręcz czarne i iskrzyły się takim blaskiem…
Poszłam dalej mając nadzieje że za mną pobiegnie. Stało się. Zaczął biec w moim kierunku. Wszystko wyglądało, a przynajmniej ja miałam takie wrażenie, że działo się w zwolnionym tempie. Odwróciłam się do niego. Moje włosy  falowały na wietrze. Potem wszystko było takie piękne… Brak słów żeby wyrazić wszystkie te emocje, te uczucia. Pocałował mnie. Wszystko jak ze snu…
Rozmawialiśmy długo- kilka godzin. Do naszego miasta przybył nie dawno. Mówił, że obserwował, mnie już od jakiegoś czasu. Jak to możliwe, że go wcześniej nie widziałam?
Nasza miłość trwała już od kilku tygodni. Nadal się potykaliśmy. Nadszedł 23 czerwca- coś się zepsuło. Jak zwykle odwiedziłam go, lecz nie był sam. Te same spojrzenia, pocałunki, ale inna kobieta. Naiwność- to pierwsze słowa jakie napłynęły do mojej głowy, po tym co zobaczyłam. Jak mogłam być tak naiwna? Czar prysnął. Nic już nie wyglądało tak jak dawniej. On sam nie wydał się taki jak kiedyś. Znalazłam skwarek papieru i napisałam list na pożegnanie:
„Gdy wiosna zaświta,
Jest w ogrodzie raz ciemniej, raz jaśniej.
Wciąż coś zakwita, przekwita. Wczoraj kwitło
moje serce. Dziś jaśmin.
                                                    Żegnaj.”

Położyłam pod drzwiami. Odeszłam.
„Wciąż coś zakwita, przekwita”- wczoraj jeszcze kwitł kwiat mojej miłości. Dziś jaśmin. Człowiek traci coś po to, żeby zyskać inną, nową rzecz. Kto wie, co zakwitnie jutro?

10 komentarzy:

  1. Pięknie, pięknie ;** Kocham twoje teksty masz dar ;*
    Może w przyszłości ty będziesz dla mnie pisać, a ja to zagram heh ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. thx kochana ;* zdrowa już?

    OdpowiedzUsuń
  3. co tu się kroi ? ; >

    OdpowiedzUsuń
  4. O boże ! Sylwia prowadzi bloga ! Nawet nie wiedziałam ;p. Świetnie piszesz :D

    OdpowiedzUsuń
  5. nie wiem co za Magda z ciebie ^^ ale dzięki ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. a... już wiem która Magda ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. thx XD akurat miałam wene ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. miśka/kathina12 czerwca 2011 11:00

    super opowiadanie ;)
    MASZ TALENT!!!

    słuszna 6 z polaka

    OdpowiedzUsuń
  9. SUUUUPEEEERRRRRRR!!!!!!!!!!!!!

    Masz talent dziewczyno super masz wszystkie rysunki!EXSTRA normalnie uwielbiam twoje rysunkik i wpisy!!!!!!!!!!!!;-);-);-)

    OdpowiedzUsuń

^^ 1 komentarz i 100 uśmiechów!